"[Functional medicine] is not for everyone. You have to admit first, before healing, that much of what we suffer from is self-inflicted: poor diet choices, lack of exercise, and focus on work and career, not on family and relationships. But because we choose these things we can, by choice, go back to a healthier way of being." - Dr. Dan Kalish

środa, 18 listopada 2015

Lekarz - Pacjent. Co mi dolega?

Z jakim problemem borykają się lekarze (i pacjenci), którzy ukończyli edukację wiele lat temu?

Obecnie od ubiegłego stulecia, a zwłaszcza od kilkudziesięciu lat obserwuje się wzrot występowanie chorób cywilizacyjnych. Liczba pacjentów kierujących się do lekarzy wzrasta. Wraz z tym rośnie ilość pacjentów cierpiących na choroby, które niegdyś były rzadkie bądź po prostu występowały rzadziej. Spoglądając w stronę tego kto nas leczy zauważamy, że wielu lekarzy przyjmujących pacjentów jest starszego wieku co oznacza, że studia skończyli wiele lat temu, gdzie ich wiedza równa jest poziomowi, który uzyskali kończąc swoją edukację. Czy jest to poprawne? Większość wiedzy medycznej zdobyliśmy ostatnimi latami i wiedza ta jest dostępna, jednak wymaga czasu, poświęcenia, a na pewno poczucia zobowiązania ze strony lekarza do tego, by ją aktualizować. Jednym słowem, osoba taka powinna z pasją wykonywać swój zawód. Prawda jest inna, lekarze nie spędzają swojego wolnego czasu szperając po pubmedzie. Zamiast tego jeżdżą na szkolenia organizowane przez branżę farmaceutyczną, by zdobyć "punkty edukacyjne" bez których mogą mieć problemy z dalszym wykonywaniem swojego zawodu. Świetny pomysł na pieniądz. Jako biznesmen sprzedający lekarstwa, nie płacisz lekarzowi za to, by przyszedł do Ciebie i wyszkolił się z Twojego produktu - zmieniasz system medyczny tak, by obecność na tego typu szkoleniach była dla nich obowiązkiem. Firmy mówią im co mają sprzedawać i na co. Inne sposoby spędzania czasu przez lekarzy również leżą w kwestii organizacji branży farmaceutycznej, a konkretniej od ludzi zajmujących się bezpośrednio danym lekarzem. Zazwyczaj na taką osobę przypada 3-5 lekarzy. Wiedzą o nim wszystko, tworzą notatki na temat jego życia, rodziny itp. Wykorzystują to, by zdobyć stawiane sobie cele, mianowicie gdzie końcowym jest zysk ekonomiczny. Siedzenie przed komputerem i czytanie schoolar jest mniej zachęcające niż leżenie plackiem w ciepłym kraju.

I co taki lekarz ma wiedzieć? Zwala się na niego coraz więcej ludzi z chorobami z którymi nie miał do czynienia albo rzadko kiedy się spotykał (albo mu się tak wydaje bo nie potrafił ich zdiagnozować) i jedyne co może zrobić to przepisać lek mu zalecony. Brak wiedzy lekarza kosztuje zdrowie lub życie pacjenta. Wielu ludzi kierując się do lekarzy nie dowiaduje się co im dolega i nierzadko nie dostają żadnej informacji na temat tego co dalej mają robić lub jakie zmiany wprowadzić mieliby w stylu życia w by poprawić stan zdrowia organizmu. Łatwiej jest przepisać lek(i), które najczęściej są stosowane przy schorzeniach czy dolegliwośćiach danego rodzaju. Inne są po prostu "testowymi" w stylu "niech Pan(i) to bierze przez x czasu, zobaczymy co się stanie". Świadomość ludzi chorujących wzrasta co widoczne jest z większym zainteresowaniem medycyną alternatywną czyli tradycyjną i rezygnacją z oferowanych przez medycynę konwencjonalną terapii. Ku pociesze widać również więcej młodych, ambitnych ludzi z pasją, którzy rozwijają swoją wiedzę medyczną z czystej chęci pomocy ludziom. Problem polega na tym, że źli ludzie zajmują miejsca lekarzy uniemożliwiając dojście do nich młodemu pokoleniowi.

Kwestia ta nie dotyczy wyłącznie lekarzy i branży farmaceutycznej, lecz również pacjentów. Żyjemy w czasach, gdzie każdy chciałby mieć pigółkę na każdą dolegliwość. Łatwo jest w taki sposób sprzedawać lekarstwa, a nawet wymyślać nowe choroby na zwyczajne objawy towarzyszące normalnie rozwijającemu się zdrowemu organizmowi, a na to oczywiście lekarstwa. "Czujesz się tak? Masz to? Weź to!" Lekarstwa same w sobie tak nazywać się nie powinny bo nazwa "lekarstwo" sugeruje, że to coś "leczy" a wiele obecnie sprzedawanych środków farmaceutycznych nie tylko nie leczy, ale też szkodzi. Przyjmując te produkty tłumimy objawy, które są treścią od organizmu dla nas. Uniemożliwiamy w ten sposób organizmowi komunikacji z nami jednocześnie dalej prowadząc swoje życie bez ingerencji w to jak je prowadzimy. Nie zwracamy więc uwagi na to czy nasz styl życia utrzymuje nas w zdrowiu, czy prowadzi do jego utraty i rozwoju choroby.

1 komentarz:

  1. Jestem lekarzem i tego się nie wstydzę. Ale jest mi wstyd za moich kolegów po fachu: z ogromna wiedzą , ale wstawionych w sztywne ramy. Od zawsze czuję zniewolenie wiedzą i systemem. Moje całe życie przed wyborem medycyny jako studiów to świat pryzmat szeroko pojętej farmacji pełnej ziół leków naturalnych, naturalnych metod leczenia dalekich od chemii, firm farmaceutycznych. Informacje o jakich mówi się teraz o zdrowym stylu życia są dla mnie truizmami, które powtarzane były w mojej rodzinie "od zawsze" i są zupełnie dla mnie czymś oczywistym, naturalnym. I je przekazuję podczas wizyt moim pacjentom. Dostrzegam rozdrobnienie specjalizacji lekarskich, ciężko przyjmować pacjenta "odtąd do tąd". Nie daje mi to satysfakcji z zawodu. Wciąż poszukuję wiedzy, swojego miejsca na ziemi, zdobywam coraz to nowsze kwalifikacje poza stricte medycyną. Mierżą mnie firmy farmaceutyczne, ze słupkami pokazującymi dlaczego ich lek jest lepszy niż konkurencyjne ( jak o wyższości świat Bożego Narodzenia nad Wielkanocą... ), już nie odwiedzam szkoleń i dawno nie mam odpowiedniej liczby punktów. Już się przyzwyczaiłam do unikania zamieszczania w CV dodatkowych umiejętności, gdyż przez pracodawcy po prostu nie zatrudniają, lub zwalniają, a środowisko lekarskie piętnuje, podważa kompetencje zawodowe. Mam ogromne poczucie misji i dużo ciepła i empatii w sobie. Mój poziom frustracji i brak sił na walkę z wiatrakami jest już ogromny. Mam już dość i nadszedł moment, że czas pożegnać się z zawodem lekarza.

    OdpowiedzUsuń